Tak o to nastał dzień, w którym synek i ja mamy wakacje i jedziemy nad morze.
Koło 9 wyjeżdżaliśmy z domu.
Mieliśmy tyle toreb, że Marcin i mama się śmiali, że do auta się nie zapakujemy...
Po półtorej godziny byliśmy na miejscu.
Oczywiście siedziałam z tyłu.
Udało mi się tydzień wcześniej ogarnąć nocleg.
Za nocowanie zapłacę bonem.
Marcin pokrywa koszty paliwa do, w trakcie i w drodze powrotnej.
Za zakupy płaciliśmy na przemian.
Zajechaliśmy i wnieśliśmy torby do pokoju.
Pani właścicielka wydaje się spoko miła.
Mamy pokój z aneksem kuchennym oraz łazienkę.
W pokoju jest duże łóżko i dwa pojedyńcze oraz stół z krzesłami.
Po chwili zakwaterunku pojechaliśmy na plażę.
Siedzieliśmy tam trochę czasu.
Synek i ja byliśmy szczęśliwi.
Zbieraliśmy muszelki.
Odpoczynek nad morzem to cudowna sprawa
Zapomniałam całkowicie o pracy, że tam w sklepie odbywa się wymiana...
Zjedliśmy zapiekanki na plaży i wróciliśmy do pokoju.
Siedzieliśmy w pokoju i rozpakowaliśmy torby.
Synek miał do spania swoją podusie.
Marcin był w sklepie po wino i świeczki.
Specjalnie na ten wyjazd kupiłam kilka ubrań i nawet taką siateczkową różową koszulkę oraz różowo białe majtusie koronkowe do tego.
Wyszłam po kąpieli, a tutaj kompletnie, zupełnie nic się nie dzieje...
Usiadłam na łóżku i sama poprosiłam o lampkę wina.
Marcin miał satysfakcję, a ja nie chciałam.
Byłam rozżalona,że wogóle się nie postarał...
Powiedziałam Mu to.
Dzisiaj spałam bez Jego przytulania, bo drażniła mnie Jego obecność.
Także pierwszy wieczór był drętwy...
A szczerze to liczyłam na intensywny wyjazd...