Wiedziałam, że dzisiaj ma wizytę u lekarza i myślałam co napisać...
Oczywiście zostawiła mi wiadomość, że w piątek też nie będzie jej w sklepie...
A dopiero co w czwartek robiła wojnę, że ma za mało godzin...
Durne babsko!
Zapytałam się jej czy ma już wolne na dobre, to odpisała, że już jest na zwolnieniu...
Mojej odpowiedzi się nie spodziewała...
Napisałam, że bardzo dobrze, i że na to liczyłam.
Spieła się, to było widać, bo napisała, co to za wiadomość, co ja napisałam...
Zatem w razie swojego bezpieczeństwa musiałam trochę sprostować, że tak ciężko w sklepie, i że to dobrze...
Pozory, żeby nikt się mnie nie uczepił...
Zmieniłam grafik.
Zadzwoniłam do Marcina z taką radością i ulgą, że już nie muszę jej znosić...
Dobrze, że jest Gosia.
Trochę sobie pogadałyśmy o tej żmiji...
Nie pogratulowałam jej, wiem, że będzie cierpiała i będzie nie raz wojować ze swoim przygłupem i pijakiem.
Na domiar wszystkiego po powrocie do domu dowiedziałam się, że mama chce sprzątać pociętą choinkę sama.
Brat oczywiście ma wy... bane!
Pojechał sobie ze swoją dupą!
To zostawiłam obiad i poszłam Jej pomóc ładować na dostawczaka.
Adam przywiózł synka z widzenia i buchnął, że teraz syn ma przyjechać w weekend, bo w święta będę siedziała sama.
Spieniłam się, krzyknęłam, że on ma więcej do stracenia.
Zaraz po powrocie do domu, napisałam do adwokata z prośbą o kontakt.
Oddzwonił po chwili i potwierdził moje przypuszczenia, że jest zapis odnośnie świąt i to on jest ważny i trzeba się go trzymać.
Zatem nic mi nie zrobi, nawet jak przyjedzie z policją.
Odetchnęłam z ulgą.