2 marzec Jak to Roberto mówi, gdy jestem sama to jestem spokojna i wesoła...
Wieczorem wszystko się zmieniło... Znowu Adam na rauszu,znowu kłótnia...
Przyjaciel pocieszał, ale w końcu spytał czy mam swój honor i dlaczego daję się tak traktować...? Napisał, że jestem wartościowa i zasługuję na coś lepszego...
Po całej tej kumulacji wrażeń, postanowiłam, że nie mogę pisać i się żalić,skoro sama nic nie robię ze swoim życiem...
Postanowiłam,że zakończę znajomość z Roberto. Wiem, że się martwi o mnie, a to "Syzyfowa praca" On próbuje mnie pocieszać i wyciągnąć z tego, a ja jak ten kamień jestem... I tak ląduje na dnie.
Napisałam wiadomość, że dziękuję Mu za wszystko,że jestem Mu wdzięczna, że boję się, że bardziej się do Niego przywiążę i że będzie lepiej gdy się pożegnamy. Poznanie takiego Przyjaciela to był skarb.
Pisząc wiadomość miałam łzy w oczach,ale gdy ją wysłałam rozryczałam się w kuchni... Wiedziałam, że czuję się źle, ale myślałam o Robercie, który stale musi wysłuchiwać mojego złego samopoczucia. To była trudna decyzja i bolesna...
Odpisał,że nie mam się ważyć kończyć znajomości, że się nie zgadza... Wtedy wiedziałam, że Go ranię, ale postanowiłam już nie pisać. Chwilę później przyszła kolejna wiadomość. Roberto się zdenerwował. Chyba pierwszy raz... Nie mogę się wycofywać i unikać ludzi, którzy chcą mi pomóc, że zrobiłby porządek z tym wszystkim, a zwłaszcza z Adamem...
Sama nie wiem kiedy zasnęłam, zapłakana i smutna padłam na łóżko...
Następny poranek też nie należał do łatwych... Odprowadziłam synka do szkoły, sprzątałam, robiłam obiad, ale myślami byłam zupełnie gdzieś indziej... Spoglądałam na telefon... Milczał... Czyli jednak sobie pomyślałam, to koniec znajomości...
Koło 9.30 przyszedł SMS. Wiedział, że będę sama,więc napisał bezpośrednio na telefon. Pierwsze zdanie jakie przeczytałam zapamiętałam do dziś... Zawiodłam Go... Rozpłakałam się... Ale czytałam dalej. Był smutny, pełny żalu... Prosił o wyjaśnienia. Chciałam odpisać, zaczęłam coś wystukiwać, ale w końcu postanowiłam się trzymać postanowienia... Nic nie odpisałam. Ogarnęłam się w końcu i pojechałam do pracy, ale tam też nie było lepiej. Wmawiałam sobie, że szybko zapomni i wymarze mnie z pamięci, w końcu po co komu taka internetowa znajomość... Ale z drugiej strony myślałam, że skoro nic nie pisze to nie była "Nasza przyjaźń". Nie walczył o kontakt,czyli nie byłam tyle warta jak zapewniał...
Następny dzień jakoś przeżyłam, chociaż cały czas myślałam. Twardo trzymałam się swojego postanowienia. Telefon też milczał więc utwierdziłam się w przekonaniu, że szybko zapomniał i po sprawie. Teraz tylko przestać mieć wyrzuty sumienia i poprawić sobie nastrój...
Dzwoniła Paulina,po pracy chce mnie zabrać na zakupy. Chciałam to przełożyć,ale się uparła... Więc zabraliśmy synka i wybrałyśmy się razem na mały shopping :-) Przy Niej odżyłam, zapomniałam... Zaprosiłam Ją do mnie na piwko "0" i kolację. Adam poszedł się położyć, więc miałyśmy spokój. Pośmiałam się,trochę pogadałyśmy.
Przyznałam się, że odcięłam się od Roberto... No i usłyszałam kazanie... Prosiła, abym to odwołała, że powinnam chociaż z Nim porozmawiać. Niestety,ale wiem, że miała rację.
Gdy już zapomniałam o sprawie przyszedł SMS z numeru Roberto. Był po angielsku, więc domyślałam się kto mógł go napisać... Partner Roberto. Przeczytałam i zaniemówiłam...ze łzami w oczach. Nie było przekleństwa,chociaż spodziewałam się tego po Rubenie, ale i tak dobitnie mi wytłumaczył co o mnie myśli i jak się czuje Roberto. Wiedząc, że tak Go skrzywdziłam wogóle nie zamierzałam odpowiadać na wiadomość. Paulina zaniepokojona całą sytuacją pytała co się dzieje i przeczytała wiadomość. Przytuliła mnie i nic nie powiedziała. Kiedy doszłam do siebie odprowadziłam Ją do auta,powiedziała co myślała i się pożegnałyśmy.