11.04. 20.46 godz.
Niedziela
Rano wydałam synka do ojca, byłam w Kościele.
Byłam ubrana w czarną sukienkę i rajstopki kabaretki z kokardkami z tyłu.
Później obiad i zawiozłam też do lodziarni, bo sezon otwarty od dzisiaj.
Marcin się pytał czy przyjechać, miałam to gdzieś!
W końcu przyjechał, rozmawialiśmy chwilę, wypił kawę i pojechaliśmy na lody.
Poznał Dawida, bo był prawie z towarem.
Później pojechaliśmy do Lubawy do parku pospacerować.
Siedzieliśmy na ławce i czytał wiadomość od Łukasza i dał mi telefon.
W sumie zaczęłam czytać Jego wiadomości i okazało się, że pisał do jakiejś Angeliki jak mija wieczór, co robi czy ma życie ułożone, czy jest samotna w tym sensie...
Aż się we mnie zagotowało jak to przeczytałam!
Od razu wracałam do auta.
Całą drogę praktycznie milczałam,głos mi się łamał jak próbowałam coś powiedzieć!
Nie spodziewałabym się po Marcinie nigdy czegoś takiego!
Taki wydawał się zapatrzony, taki szczery, uczciwy...!
A okazał się cholernym dupkiem, chamem i prostakiem!
Kretyn jeden!
W ogóle na Niego nie patrzyłam jak wracaliśmy, a przed chwilą napisałam, że nie ma pisać, dzwonić, ani przyjeżdżać, że nie chce go znać, relacja jest zakończona.
Pisał, że żałuje, a h... j mnie to obchodzi!
I jedną szansę by chciał... Miał swoją szansę!
Nikomu nie można ufać!
Łukasz wyznał, że dowiedział się, że Marcin wcale taki święty nie jest i miał skoki w bok!
Rozwaliło mnie to totalnie!
Byłam chwilę sama u góry, to się rozpłakałam...
Zabolał mnie taki cios...
W sumie tak myślałam, że ten, któremu "najbardziej " zależy i tak wywinie jakiś numer.
Dobrze, że do końca Mu nie zaufałam, dobrze, że z nim nie spałam.