04.06. Sobota
Nie byłam sobą...
Wyrzuty sumienia mnie zżerały...
Napisałam do Marcina, że pisałam z kolegą.
Niech się dzieje wola nieba...
Wolałam się już przyznać, żeby to przetrawił sobie...
Dzwoniłam, to nie odbierał...
Nie słyszał, pracował w ciągniku.
Ponoć...
Po południu był gril w domu.
Siostra przyjechała na noc.
Dopytywała się wraz z mamą czy Marcin przyjedzie, co u Niego...?
Cały tydzień cisza...
Podczas siedzenia w altanie, zadzwonił Marcin, że mam przyjechać na spotkanie, bo już czeka.
Nie chciał przyjechać do domu.
Czułam, że narozrabiałam...
Wsiadałam do Jego auta kompletnie skołowana, ale wiedziałam, że On do mnie nie wyjdzie...
Był wkurzony, bo tydzień milczałam, bo straciliśmy ten czas, oddaliliśmy się od siebie i jeszcze narozrabiałam...
Z początku myślał o jakimkolwiek kolesiu, jednak gdy wyjawiłam Mu, że chodzi o Łukasza...
Od nowa w Nim zawrzało.
Bałam się, że powie to "koniec"...
Rozmawialiśmy około dwóch godzin.
Do mojego domu wcale nie chciał jechać.
Ponoć miał zaproszenie na grilla, zatem czuły, że coś nie gra.
Marcin chciał buziaka w policzek.
Nadal chce być ze mną, obiecał jutro przyjechać, dziś wrócił do siebie.
Wieczorem miałam doła, pisałam, że może wszystko jeszcze raz przemyśleć.
Nie chciał słuchać.
Było zaskoczenie gdy wróciłam, a było tym większe, że wróciłam sama...
Czyli było grubo.