17.04.
Sobota
W pracy... dziwnie się czułam z tymi wszystkimi ludźmi.
Marcin niechętnie pojechał do synka, ale pisał cały czas i się martwił.
Nawet do Patrycji napisał, żeby się mną opiekowała...
Łukasz był zajrzeć w sklepie, posiedział trochę z Nami i pomógł sprzątać zaplecze.
W końcu odjechał i mnie przytulił na pożegnanie.
Wymiana towaru przebiegła w porządku.
Przyjechał Marcin. Pomagał.
Wyszłam chwilę po 17.
Dzwoniłam do Mamy i pozwoliła mi wrócić później.
Zatem pojechałam do Marcina...
Rozpakowaywał kolejne torby od mamy i w pewnym momencie przyniósł mi kwiatki z auta...
Był to bukiecik pięciu czerwonych goździków i pięknym przystrojeniem też czerwonym.
Ucieszyłam się...
To było pocieszenie.
Wypiliśmy kawę i zjadłam coś słodkiego.
Kolejna przyjemność dla mnie...
W domu odpoczynek... I kąpiel...
Niestety w necie komentarzy przybywało...
Znowu płakałam...
Chłopacy mnie pocieszali...