26 04. 14.25 godz.
Niedziela.
Siostra szybko przyjechała i wybraliśmy się kupić małemu nową kurteczkę i czapeczkę, bo moja prababcia dała pieniądze na urodzinki.
Byliśmy też w cukierni kupić figurki na torcik. Mamy minionka,dwa autka i kurczaczka. Wszystko w żółtym,słonecznym kolorze.
Zdążyliśmy przyjechać z zakupami. Nadjechał Adam. Przywiózł parę rzeczy dla synka i zjeżdzalnię,o którą prosiłam.
Najpierw ze mną nie rozmawiał, a później brał mnie na litość, że mu ciężko... Że psychicznie tego nie zniesie... Rozwalam rodzinę, jaką krzywdę robię dziecku...
Wczoraj Adama szwagier widział jak wracałam z pracy mikruskiem i oczywiście afera dziś, bo auto kupiłam, bo dupsko wożę...
Powiedziałam tylko, że auto pożyczone i synek ma potrzeby. Na zakupy muszę jeździć.
Ubodło Adama, że sobie radzę i nie jest mi do niczego potrzebny...
Siedział pół godziny... Nawet kurtki nie zdjął, nawet z synem nie zamienił słowa.
Ciężkie to wszystko.
Z bratem złozyliśmy zjeżdżalnię.Siedzę z synkiem na dworze.
Wczoraj w pracy jedna poparła, że dobrze zrobiłam odchodząc, druga skrytykowała, że to wbrew Bogu... Że źle robię, wbrew przykazaniom i nie szanuję przysięgi...
Trochę było mi przykro...
Mądry ten, co nie musiał tego codziennie słuchać i się martwić, czy stale wszystko jest źle... I za co skrytykują tym razem...?
Trochę mi przeszły nerwy.
Jestem rozbita i cały czas myślę, czy nic sobie nie zrobi...
To psychicznie by mnie przybiło. Obwiniałabym siebie, chociaż słyszałam,że nie powinnam...
Teraz czas na kawkę i coś słodkiego :-)