16.50. godz.
Jestem po rozmowie z Adamem...
Czy jest szansa na porozumienie?
To, że pił to moja wina, bo nie spełniłam swoich małżeńskich obowiązków,wina leży po mojej stronie, miałam za dobrze.
Altankę przy domu by postawił, takie plany miał... A ja wyrachowana tego nie doceniam...
Zostanę bezdomna, bo mama nie będzie mnie wiecznie trzymać... Syna przygarnie, a ja na śmietnik żebrać...
Nawet zdrowie mu szwankuje z mojej winy... Jak ja się zachowałam, on tak to przeżywa,psychicznie ciężko to znosi.
Właściwie to do czego ja mu jestem potrzebna?
Przecież nawet szacunku nie było między Nami...
Max tydzień i wszystko by wróciło do normy... Albo by było jeszcze gorzej, bo teściowa wiecznie by to wypominała i z synkiem by mi zabroniła gdzie kolwiek jechać...
Więc tak mnie wkurzył, że wygarnęłam, że nikt mnie do tego nie namawiał i nie zmuszał, że sama podjęłam taką decyzję...
Powiadomiłam,że nie mam żadnych warunków, bo i tak nie wracam.
Zrozumiał...?
Straszył policją, sądem i rozwodem... A tu nic...
Ja cicho siedzę, nie odgrażam się, a już tyle załatwiłam...
Zakomunikowałam, że o urodzinach syna go powiadomię.
Dziś nawet dostałam pismo z sądu, że jestem zwolniona z opłat sądowych i wnioski przyjęte.