Rozdział 1
Chciałabym zadedykować ten blog osobie, która pojawiła się w moim życiu niedawno, a tyle wniosła...Jest w każdej sytuacji za mną, znosi moje humorki, jest mi bardzo bliska i dodała mi wiary,której mi brakowało... Dla Przyjaciela Roberto, mojego przystojniaka... ( udusi mnie jak to przeczyta hihi)
Poznajcie moją historię.
Dlaczego terapia spytacie? Otóż jestem osobą raczej skrytà i niepewną siebie, wstydzę się problemu,z którym się zmagam, jestem wycofana z życia... Ale dość tej psychologii...
Jestem Jowita. Mam 32 lata i jestem mężatką, chociaż już dawno nie używam tego słowa, ale od początku...
Jestem prawie 9lat po ślubie. To nie była jakaś tam wielką miłość... Miałam 23 lata i myślałam,ze nic lepszego mnie w życiu nie spotka. Jadąc autem do Kościoła jeszcze miałam obawy... Ale w końcu powiedziałam "tak"...
Adam pił na każdej uroczystości rodzinnej, wiedział, że ja nie przepadam, a jemu to było na rękę.
Pochodzę z małej miejscowości na północy Polski. Mam dwoje rodzeństwa i jestem najstarsza. Oboje rodzice pracowali. Więc to ja opiekowałam się rodzeństwem. Mój Tata oraz moi dziadkowie mieli słabość do alkoholu.Moje babcie miały piekło w domu, napatrzyłam się na to od małego, dlatego obiecałam sobie, że nie wdepnę w takie bagno, a jednak...
Po ślubie zamieszkałam z mężem i z teściami na gospodarstwie.Nie było to nic wielkiego trochę hektarów, dwa stare ciągniki, trochę maszyn, parę byków i szopa pełna trzody chlewnej. Dla nich skarb życiowy i ojcowizna... A ojcowizna to świętość nawet gdy nie przynosi zysków, ale to dalsza historia...
Mieszkanie na jednej kuchni nie było łatwe... A to nie dobre ugotowałam, a to za bardzo doprawione, chce im na zdrowiu zaszkodzić, a to za wymyślne... W końcu po pół roku teście zamieszkali w przybudówce połączonej z" naszym " domem. Cieszyłam się na wybór farb,firanek lub sprzętów do kuchni,ale dla teściowej stale było źle... Farby za ciemne, firanki odsłaniają część okna, sprzęty srebrne gorzej się brudzą... Mieszała się we wszystko i ma to do dziś...
Nie ukrywam, że odróżnienie ziaren przy śrutowaniu sprawiało mi problem, a i tak ciągle byłam krytykowana,ale do wywalania obornika to już byłam dobra... Może nie przepadałam za zwierzętami, ale te ciągle krytykowanie mnie zniechęcało mnie. Nie miałam wsparcia w Adamie, bo nie chciał się mieszać, ale dziś wiem, że to zwykła ciapa...
Po dwóch latach małżeństwa zaszłam w ciążę.Czas najwyższy uslyszalam. Nadal oprzątałam i pomagałam, bo przecież ciąża to nie choroba... A teściowa to buraki wyrywała w ciąży... I w ósmym tygodniu na wizycie kontrolnej usłyszałam,że dziecko nie rozwija się poprawnie i dostałam skierowanie do szpitala. Następnego listopadowego ranka koło godziny 5 straciłam dzieciątko. Bardzo to przeżyłam, dużo płakałam, czułam pustkę. Dużo dało mi wsparcie przyjaciółki z gimnazjum, która rok szybciej wyszła za mąż, a poroniła w podobnym czasie jak ja. Kochana Hanusia. Nadchodzące święta jeszcze bardziej mnie przygnębiały. Co roku od tamtego wydarzenia na choince wieszam figurkę Aniołka z myślą o moim dzieciątku...
Bałam się kolejny raz zajść w ciążę, ale po niespełna uroku udało się. Czułam radość oraz lęk. Synek urodził się zdrowy i po terminie.
Dodaj komentarz