29.03. 21:36 godz.
Poniedziałek
W pracy od rana nerwowo.
Maja olała sobie pracę...
Niby źle się czuję, ale tik toki cały weekend wstawiała...
Zasłaniała się stanem zdrowia, później szukała wymówki, aby nie przyjść...
A jak napisała łaskawie, o której może być... To i tak nie dotarła o tej godzinie...
Dopiero później...
No myślałam, że Ją rozniosę...!
Miałam z Nią rozmowę i to konkretną!
Kazałam Jej się zbierać do domu, bo już miałam dość Jej kręcenia się bez celu!
Po jakimś czasie się uspokoiłam i z Patrycją nawet się trochę śmiałyśmy...
Rozmawiałam z Marcinem. Ma nieciekawie z rodzicami.
Przykro mi też z tego powodu!
Ustaliliśmy, że spotkamy się w środę.
Wiedziałam, że musi pomóc rodzicom, i że ma dużo pracy.
Więc nie nastawiałam się za wiele...
Uśmiech i radość na mojej twarzy gdy przysłał zdjęcie z drogi, że jedzie do mnie... Ehhh
Ogromnie się ucieszyłam, że Go dziś zobaczę, że spędzimy trochę czasu razem...
Widziałam jak zajechał pod sklep to wyszłam Go uściskać i przywitać...
Ucieszył się.
Miałam jechać na spore zakupy przedświąteczne i chciał jechać ze mną.
Przesiadłam się do Jego auta na parkingu i pojechaliśmy.
Zakupy z Nim...to w sumie moja rola polega na wybraniu produktów... Resztę robi Mój Gentlemen...
Odbiera produkty ode mnie, pakuje dob wózka, przy kasie wykłada, pakuje do torby, cały czas prowadzi wózek... I nawet do auta zakupów nie pozwala mi nosić...
Kiedyś myślałam, że tacy faceci już nie istnieją...
Widocznie dla mnie jeden się uchował... Ahhh
Siedząc chwilę w aucie stwierdziłam, że pada i by mi pomógł zakupy do domu wnieść...
Powiedział, że nie ma sprawy...
To potraktowałam to poważnie...
Pytałam czy to zrobi i czy chce to zrobić...
Ustaliliśmy, że wniesie tylko na werandę i trochę rzeczy przełożyłam do mojego auta...
Zajechaliśmy pod dom, to synek mi machał w oknie...
Przyniosłam pierwszą turę zakupów i Marcin kroczył za mną, widać było, że jest wystraszony i bardzo przejęty...
Później kolejna i każde z Nas szło do auta.
Oczywiście przepuścił mnie w bramce...
On odjechał, a ja przestawiłam auto.
Synek pytał czy mam aż tyle toreb, że wujek mi pomagał wnieść...
Myślałam, że padne na te zakupy, a pomyślałam, że mama to padnie z krzesła...
Weszłam do domu i od razu zaczęłam gadać co kupiłam, czego nie było...
Trajkotałam...
Zjadłam obiad i przyszłam do góry z synkiem dokończyć lekcje...
Pisałam chwilę z Marcinem o tym wszystkim.
Dodaj komentarz