18.04. 6.45 godz.
Synek się obudził chwilę temu.
Wita się ze swoimi rybkami.
Późno poszłam spać. Mieliśmy nocny seans z Roberto. Długo rozmawialiśmy.
Mimo, że miał 18 godz. dyżur chciał ze mną porozmawiać.
Rozmowa,poświęcenie uwagi i czasu... Nic wielkiego, nic kosztownego, a jednocześnie tak cenna sprawa...
Dziś sobota. Wielkie sprzątanie :-)
Babcia się śmiała, że wakacje się skończyły i jesteśmy pełnoprawnymi mieszkańcami :-))
Powrotu nie ma żadnego... Dorobek życia -parę rzeczy,ktore przywiozłam...
Zawiść ludzka nie zna granic...
Pisząc wniosek o widzenia było mi ogromnie cżeżko,że synek ma tam spać, że będzie sam...
Ojciec wolał po robocie się nachlać w garażu i pójść w spokoju spać...obawiam się, że nic się zmieni.
"Normalny" tata zachowały się inaczej... Nawet piżamkę lub cokolwiek przywiózł... To mnie boli najbardziej z jakim potworem zmarnowałam sobie i dziecku życie...
Czy tak trudno się dogadać dla dziecka?
Czy tylko ja tak uważam...?
Jest we mnie dobroć, ale i chyba jakaś naiwność... Że nie każdy musi być zły... Tylko, że Adam z teściowa biją rekordy całego świata...
W ciągu tych trzech dni więcej dobra, miłych słów, wsparcia i otuchy otrzymałam od wszystkich ludzi także obcych zupełnie i Przyjaciół... Niż od ludzi, z którymi żyłam, mieszkałam tyle lat,dla których nie liczyło się moje zdanie ...
To, co najbardziej mnie boli się nie spełniło...że mam być zupełnie własnością Adama według jego "mamuśki"...
Może nie nazwała to gwałtem, ale czułam się upokorzona i pękło mi serce... Może dobrze, że tylko od słów, a nie czynów wykonanych przez Adama...
To straszne jak pomyślę,że mógłby mi to zrobić po pijaku...
Roberto cały czas powtarza, że jestem tu bezpieczna, że ich rządy się skończyły, mama uspokaja, że już tam nie wrócę...
Dojść do siebie i opanować strach, ból żołądka i nerwy...
Powolutku się pozbieram. Batalię przetrwam.
Nawet Roberto zaproponował, że może w sądzie zeznawać... To jest Przyjaźń... Przez duże "P" :-))
Jednak teściowa nie miała racji, że jestem konfliktowa i nie mam Przyjaciół...
Chociaż ją bolało, wpadała w furię gdy ja się śmiałam przez telefon,a ona nie wiedziała wszystkiego... Jak ja mogłam wogóle być uśmiechnięta...
Usiadła ze mną franca (nazwijmy rzeczy po imieniu) w niedzielę wielkanocną do śniadania w moim salonie, a później tak się zachowała...
Widać nie mój salon, nie mój dom,nic mojego... Mam wszystko gdzieś! Niech bierze sobie gospodarkę upadającą,te auta i swoją mamuśkę ...!!! Byle alimenty na synka płacił padalec! Albo debil jak to Roberto mówi.
Miłe słowo na koniec tego wpisu...
Da Bóg dzień, da i radę...
Jestem silniejsza niż mi się wydaje... Słowa Przyjaciela :-)
Dodaj komentarz